• autor: Emilia Oksejuk, SP 1

           

          „Otwock – moje natchnienie”

           

                      Dawno, dawno temu w XIX wieku, gdy Otwock był jeszcze malutką miejscowością, wprowadziła się tam pewna rodzina. Składała się ona z chudego, ośmioletniego chłopca, jego pracowitego taty i dobrodusznej matki. Cała historia zaczęła się tak.

          - Stasiek stawaj! - krzyknęła z dołu mama. Chłopiec z irytacją otworzył oczy. Otaczał go zapach ciepłej kaszy manny. Podniosło go to na duchu. W końcu wstał z łóżka i poszedł do jadalni. Przy stole siedział stroskany tata, a mama biegała po kuchni.

          - Nareszcie wstałeś - powiedział z oburzeniem tata. - Praca na ciebie czeka.

          - Przepraszam, tato - wymamrotał Stasiek.

          - Koniec tej ponurej atmosfery - z uśmiechem rzekła mama. Po chwili ciszy wszyscy wzięli się do jedzenia. Gdy skończyli, tata od razu wybiegł do swojej pracy. Stasiek został sam w domu, bo jego mama poszła starać się o posadę u pewnego, znanego artysty.

          Na początku wziął się za sprzątanie, jednak gdy skończył, postanowił wyjść na dwór szukać przyjaciół. Założył więc brązową kurtkę i zaczął iść długą brukową drogą. Idąc, omijał piękne domy, zbudowane w stylu świdermajer. Na podwórkach biegały małe dzieci. Widocznie przyjechały z Warszawy, by odetchnąć sosnowym powietrzem Otwocka. Staś zastanawiał się, kto zaprojektował te oryginalne budynki. Bardzo chciał poznać tę osobę. Tak bardzo skupił się na tym, że zupełnie zapomniał o tym, co go otaczało. Szedł i szedł, nie odrywając oczu od domów, aż nagle na kogoś wpadł.

          - Au! - wykrzyknęła czarnowłosa dziewczynka. - Uważaj jak chodzisz! - powiedziała wzburzona.

          - Bardzo przepraszam - odparł zdezorientowany Staś. Wstał z ziemi i podał dłoń dziewczynce. - Jak ci na imię? - zapytał nieśmiało.

          - Krysia - odpowiedziała. - A ty? - dodała.

          - Mam na imię Staś, ostatnio wprowadziłem się tutaj - oznajmił. - Krysia już chciała iść dalej, ale w ostatniej chwili Staś krzyknął:

          - Hej, a czy wiesz kto zaprojektował te domy? - dziewczynka zwolniła, odwróciła się i rzekła:

          - Taki malarz, nazywa się Michał Elwiro Andriolli - po czym żwawym krokiem ruszyła dalej. Staś zaś jeszcze raz spojrzał na piękne budowle. Następne kilka godzin spędził na przechadzaniu się po nowym mieście, aż nagle przystanął przy placu budowlanym. Widział swojego tatę układającego tory. Chwilę przyglądał mu się, aż w końcu postanowił wracać do domu.

                      Był wieczór, gdy doszedł do dobrze znanego mu mieszkania. Otworzył drewniane drzwi, zdjął ubłocone buty i wszedł do szaroburej kuchni. Pierwsze, co ukazało się jego oczom, to była mama zmywająca naczynia, wydawała się być bardzo zadowolona. W końcu zauważyła Stasia, stojącego w drzwiach kuchni i jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Stasia zaintrygowało zachowanie mamy, bowiem nie wiedział on, dlaczego dzisiaj wyszła z domu na tak długi czas.

          - Gdzie byłaś dzisiaj mamo? - spytał wreszcie.

          - Poszłam na rozmowę o pracę - nagle przymilkła. - Opowiem ci wszystko, jak ojciec wróci - powiedziała po namyśle.

          Staś pomagał mamie do przybycia taty. W końcu usłyszeli dźwięk otwierających się drzwi i zobaczyli wysoką sylwetkę taty. Podszedł on do stołu, rozejrzał się po pomieszczeniu i usiadł, czekając na kolację. Staś rozpoczął rozmowę.

          - Widziałem cię na placu budowlanym - powiedział spokojnie. - Co teraz budujecie? - spytał.

          - Pracujemy nad Koleją Nadwiślańską - odpowiedział znużony. Staś nie był zadowolony z tej informacji, wolałby gdyby tata budował ogromne wille, a nie jakieś stacje kolejowe. Podczas tej rozmowy mama rozłożyła już sztućce i podała każdemu ciepłe jedzenie. Powoli zasiadła do stołu i powiedziała:

          - Byłam dzisiaj rano na rozmowie o pracę i mnie przyjęli! - Staś ucieszył się z sukcesu mamy, tata też się lekko uśmiechnął.

          - A gdzie będziesz pracować? - spytał podekscytowany Staś.

          - Dostałam pracę w przepięknej willi nad Świdrem - rzekła z uśmiechem. - Będę tam jedną z kucharek. Podobno będę gotowała dla Michała Elwiro Andriollego - dodała.

          Staś nie mógł powstrzymać zarówno zaskoczenia, jak i ekscytacji, więc zaczął błagać mamę, by zapoznała go z tym artystą.

          Dni mijały, a Staś ciągle prosił mamę o pozwolenie. Myślał, że już nigdy się nie zgodzi, aż pewnego dnia powiedziała, że może z nią pójść. Staś czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

          Gdy zobaczył willę, w której rezydował zamożny artysta, poczuł ogromny zachwyt. Weszli do środka. Mama od razu pobiegła do kuchni, a Staś zaczął cichutko i ostrożnie zaglądać do każdego pokoju. Jednak tylko jeden z pokoi zachwycił go niezmiernie – była to pracownia artystyczna. Znajdowała się w niej ogromna ilość pędzli, ołówków i różnych sztalug. Stasia zdziwił ten widok, ponieważ jego rodzina nigdy nie byłaby dość bogata, by zakupić tak wielką ilość przedmiotów!

          Nieśmiało dotykał płótna. Zauważył paletę z jeszcze niewyschniętą farbą i pędzle. Nie mógł już dłużej powstrzymać chęci, więc zaczął rysować. Tak bardzo wciągnęła go ta czynność, że w ogóle nie usłyszał uchylających się za nim drzwi. Dopiero po dłuższym czasie zorientował się, że ktoś mu się przygląda...

          Staś gwałtownie odwrócił się, a jego oczom ukazał się starszy pan, który uważnie go obserwował. Na początku chłopiec nie mógł wydusić z siebie słowa, ale w końcu zaczął szybko przepraszać mężczyznę za wtargnięcie do pracowni. Na te słowa nieznajomy odpowiedział:

          - Nie martw się, dziecko. Ja tylko przyglądałem się twojemu rysowaniu. Zaintrygowały mnie twoje umiejętności!

          Po tych słowach chłopiec poczuł się jeszcze bardziej zdezorientowany.

          - Bardzo przepraszam. Zapomniałem się przedstawić, nazywam się Michał Elwiro Andriolli i jestem właścicielem tego budynku - dodał mężczyzna i cierpliwie czekał na odpowiedź małego intruza.

          - Ja mam na imię Staś - powiedział niepewnie.

          - A więc, Stasiu, chciałbym, abyś odwiedzał mnie częściej, ponieważ mogę udzielić ci kilku wskazówek dotyczących rysunku - dobrotliwie zachęcił pan Andriolli.

          I to był moment, w którym mały chłopiec rozpoczął swoją drogę do kariery artysty-malarza.

          Od tego czasu Staś odwiedzał starszego mężczyznę prawie codziennie. Najpierw uczył się podstaw rysunku. Później zaś przeszedł do światłocienia, perspektywy. Podczas nauki często popełniał liczne błędy, jednak nigdy nie poddawał się. Mama była dumna z syna, ale tata nie cieszył się z tego, że jego syn maluje. Uważał, że nie jest to zainteresowanie godne mężczyzny, dlatego mama starała się trzymać go z dala od hobby Stasia, by chłopiec mógł skupić się na rozwijaniu swojego talentu. W ten oto sposób minęły trzy lata.

          Staś potrafił już malować piękne obrazy. Michał Andriolli był dumny ze swojego ucznia, dlatego namówił go do sprzedaży swoich dzieł. Młodemu artyście spodobał się ten pomysł, więc zorganizował małą wystawę swoich prac w parku miejskim, gdzie przebywającym letnikom malował portrety.

          Pierwszego dnia nie sprzedał nic, jednak z dnia na dzień zdobywał coraz większą uwagę przechodniów. W końcu piątego dnia sprzedał swój pierwszy obraz! Później poszło jak po maśle. Jego malowidła trafiały do hoteli, willi, domów i wielu innych miejsc.

          Pewnego dnia ktoś specjalny podszedł do Stasia.

          - Przepraszam, ile kosztuje ten obraz? - spytał znajomy głos. Staś odwrócił się i... ujrzał Krysię! Jakże był szczęśliwy i uradowany! Dostrzegł, że jej wygląd bardzo zmienił się od czasu, gdy pierwszy raz się spotkali.

          - Kosztuje 185 zł - powiedział ciepło. Dziewczyna zaś uśmiechnęła się i rzekła żartobliwym głosem:

          - Jednak na kogoś wyrosłeś! - mówiąc to, podniosła wysoko do góry głowę. - A myślałam, że taki niezdara to sobie w życiu nie poradzi! - Staś zauważył, że Krysia lubi się droczyć, więc jej słowa go nie raniły.

          - A może chciałabyś dowiedzieć się, w jaki sposób ten „niezdara” odniósł taki sukces w malarstwie?

          - Oczywiście, słucham - słowa Stasia przyciągnęły jej uwagę.

          - Wziął mnie pod swoje skrzydła pan Andriolli! - Krysia szeroko otworzyła oczy ze zdumienia, a na twarzy Stasia malował się uśmieszek.

          - Kłamiesz! - wykrzyknęła niedowierzająca koleżanka, ale w jej głosie nie było słychać złości.

          - Nie kłamię, przecież mówię prawdę! A jeśli mi nie wierzysz... to ci udowodnię! O! - jednak w tym momencie w głowie Stasia nie pojawił się żaden pomysł na potwierdzenie jego znajomości z panem Andriollim, dlatego chłopiec wymienił jeszcze kilka zdań z Krysią i poszedł do domu.

          Całą noc zastanawiał się, jak udowodnić Krysi, że wszystko, co powiedział jej podczas spotkania, jest prawdą. Nagle rano, gdy się ubierał, przypomniało mu się, że jego nauczyciel przygotowuje dla letników wystawę w parku z okazji kończących się wakacji. Staś zaplanował, że zaprosi Krysię na wystawę i tam będzie mógł udowodnić, że zna pana Andriollego już od dawna. Ucieszony swoim planem, pobiegł na dół, zjadł szybko śniadanie i wybiegł z domu w poszukiwaniu Krysi. Znalazł ją dopiero w parku, siedziała sama na ławce. Podszedł powoli i powiedział:

          - Wczoraj obiecałem, że udowodnię ci, że znam Michała Andriollego. Zapraszam cię na wystawę do parku. Będę tam pomagał panu Andriollemu.

          - Dobrze, zobaczymy, czy mówisz prawdę - rzekła pewnym siebie głosem.

          - Wystawa odbędzie się tutaj, w parku, dzisiaj o 14.30 - mówił szczęśliwym tonem.

          - Jest jeszcze dużo czasu. Może chciałbyś wybrać się na przechadzkę ze mną? - zaproponowała Krysia. Staś tylko kiwnął głową na znak zgody, a dziewczynka od razu ruszyła powolnym krokiem.

          Gdy spacerowali pomiędzy wysokimi sosnami, obserwowali odpoczywających ludzi. Widzieli też dwie wiewiórki, bawiące się w berka między drzewami oraz sroki skaczące po ziemi. Rozmawiali ze sobą i przysłuchiwali się pięknej melodii przyrody. Stasiowi podobała się rozmowa z Krysią, więc te dwie godziny upłynęły mu bardzo szybko. Wreszcie zorientował się, że powinien już pomagać przy rozkładaniu obrazów.

          - Przepraszam, ale muszę już iść - powiedział pospiesznie. Krysia uśmiechnęła się do niego na pożegnanie, a Staś popędził w stronę wystawy.

          Michał Andriolli układał już malowidła. Gdy zauważył swojego podopiecznego, wykrzyknął:

          - Wreszcie! Co tak późno?

          - Spotkałem dawną przyjaciółkę - odpowiedział chłopiec, po czym podniósł sztalugę, by ją ustawić. Letnicy już chodzili dookoła wystawy, a ich dzieci przyglądały się Stasiowi noszącemu wielkie obrazy. Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim barku. Odwróciwszy się, zobaczył Krysię. Pierwsze, co dostrzegł na jej twarzy, to zdziwienie pomieszane z zachwytem.

          - Ty naprawdę go znasz - powiedziała zszokowana.

          - Cóż, wygląda na to, że ja nigdy nie kłamię! - wykrzyknął dumnie. Krysia zaczęła się śmiać z chłopca. Staś spojrzał dyskretnie na pana Andriollego. Zauważył, że jego nauczyciel rozmawia z pulchnym mężczyzną.

          - Kogóż są te obrazy! - zawołał nieznajomy pan do Michała Andriollego.

          - Namalował je mój uczeń – odparł artysta.

          - Niesamowite! Niesamowite! Ależ on ma talent! - zachwycił się nieznajomy. - Przydałby się taki uczeń w mojej szkole - dodał.

          - O jakiej szkole pan mówi? - zainteresował się rysownik.

          - Mówię o szkole artystycznej w Warszawie! O, jak ten młody człowiek mógłby rozwinąć  tam skrzydła! - chwalił.

          - Czy byłaby możliwość zapisania go do niej?

          - Oczywiście! - krzyknął ucieszony mężczyzna.

          - Przepraszam na chwilę, muszę go zapytać – powiedział malarz, oddalając się od dyrektora.

          Pan Andriolli zbliżył się do Stasia, a Krysia od razu się odsunęła.

          - Chłopcze, chciałbym zaproponować ci naukę w szkole artystycznej w Warszawie. Co ty na to? - spytał.

          - Byłbym bardzo szczęśliwy! - wykrzyknął chłopiec. - Nie wiem tylko, czy stać jest na nią moich rodziców? - dodał smutnym głosem. - Ale dlaczego musiałbym się tam uczyć? Czy pan nie może uczyć mnie tutaj? - Staś nie chciał opuszczać Otwocka. Uwielbiał jego wygląd, uwielbiał jego mieszkańców, uwielbiał jego przyrodę.

          - Czyż nie widzisz, że mam coraz więcej pracy? Ledwo znajduję czas dla ciebie - odpowiedział doświadczony artysta.

          - Nawet gdybym się zgodził, któż by zapłacił za szkołę? - zapytał przejęty Staś.

          - Ja bym zapłacił, chłopcze. Pomyśl tylko! Jesteś bardzo utalentowany nawet bez szkoły, więc jakie obrazy byś malował, gdybyś do niej uczęszczał?! - Staś nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Ostatecznie słowa nauczyciela przekonały go.

          - Zgadzam się - rzekł odrobinę smutny. Nadal czuł przywiązanie do miasta.

          - Pójdę więc ustalić termin wyjazdu. - Artysta ruszył w stronę dyrektora, który stał przy jednym z obrazów Stasia i przyglądał się mu dokładnie.

          - Uzyskałem zgodę mego ucznia - powiedział Andriolli.

           

          31 sierpnia Staś miał pojechać do Warszawy najnowszą Koleją Nadwiślańską. Kiedy chłopiec opowiedział wszystko mamie, była ona szczęśliwa z postępów syna, lecz w jej oczach można było dostrzec również rozpacz. Była smutna, że jej ukochany syn wyjedzie.

          Mijały dni, dzień wyjazdu był tuż, tuż.

          Któregoś ranka Staś obudził się, spojrzał na kalendarz wiszący na szafie i zobaczył datę 31 sierpnia. Miał już wszystko spakowane: ubrania, farby, pędzle, ołówki, notesy... Chłopiec zszedł na dół, a na stole stała kasza manna, taka sama, jak w dniu, w którym się tu wprowadzili. Mama siedziała przy stole i czekała na Stasia, gdyż pragnęła zjeść z nim ostatni posiłek przed wyjazdem. Taty już nie było, wyszedł do pracy.

          Śniadanie było pyszne, lecz atmosfera niezręczna. Gdy chłopiec zjadł, była godzina 11.00. Miał jeszcze godzinę do przybycia pociągu. Chciał pójść do Krysi, by się z nią pożegnać.

          - Idę do Krysi, mamo - powiedział. - Przyjdź na peron o 12.00, proszę. – dodał i wyszedł z domu.

          Zaczął kierować się w stronę parku. Ostatni raz miał szansę spojrzeć na budynki. Tym razem nie było żadnych bawiących się dzieci, wszystkie już wyjechały. Przeszedł ulicą, na której spotkał Krysię. Była ona bardziej ponura niż zwykle. Wyglądało to, jakby cały Otwock wiedział, że Staś dziś go opuszcza. Wreszcie dotarł do parku. Krysia siedziała jak zwykle, sama, na tej samej ławce. Chłopiec podszedł do niej.

          - Chciałem porozmawiać z tobą ostatni raz przed moim wyjazdem.

          - Ty wyjeżdżasz? - jej twarz posmutniała. Dziewczyna nie miała ochoty drażnić się ze Stasiem.

          Rozmowa przebiegła szybko - jak zawsze. Chłopak uwielbiał rozmawiać z Krysią tak samo, jak uwielbiał wygląd tego miasta, tak samo, jak uwielbiał jego mieszkańców, tak samo, jak uwielbiał jego przyrodę.

          Krysia odprowadziła Stanisława na peron. Był już na nim pan Andriolli, również rodzice chłopca oraz ogromny pociąg. Tata był pogrążony we własnych myślach, mama była smutna, a starszy pan nie potrafił ukryć żalu. Staś przytulił rodziców i powiedział do pana Andriollego:

          - Obiecuję, że tu wrócę i utrwalę to piękne miasto na płótnie.

          Rysownik uśmiechnął się, a jego młody uczeń wszedł do pociągu. Usiadł przy oknie, pociąg ruszył. Zza jego okien Staś obserwował miasteczko, które uwielbiał. Uwielbiał jego wygląd, uwielbiał jego mieszkańców, uwielbiał jego przyrodę...