• baśń

        • Kasia R. 4a

          Michał i Kraina Słodyczy

           

          Kiedyś, w pewnym niedalekim mieście żył chłopiec o imieniu Michał.
          Michał miał osiem lat i był wysoki jak na swój wiek. Na głowie rosły mu bujne, rude włosy, a jego oczy były koloru nieba. Często nosił białą koszulkę
          w niebieskie paski i jeansowe spodnie na grubych czarnych szelkach.
          Kiedyś w szkole jego najlepszy kolega zapytał Michałka zmartwiony:

          - Hej, Michaś! Masz coś do jedzenia, bo moja mama bardzo spieszyła się do pracy i zapomniała zrobić mi śniadanie, a o drugim to nawet nie wspomnę!

          - Niestety, nie – odpowiedział Michał zmartwiony. – Miałem jabłko, ale już je zjadłem.

          - Spoko. Może Piotrek coś ma.

          I już po chwili Michaś sam stał na korytarzu przy sklepiku. Zrobiło mu się żal biednego Wiktora (tak nazywał się ten kolega). Na szczęście Michałowi przypomniało się, że rodzice dali mu wczoraj wieczorem dwa złote. Postanowił kupić głodnemu koledze batona. Przy sklepiku nie było kolejki. Chłopiec natychmiast podszedł do okienka. Za szybką zobaczył przyjaźnie wyglądającego pana w różowym fartuchu w kolorowe lizaki. Mężczyzna miał siwe włosy, które prawie dotykały ramion. Michał postanowił się odezwać.

          - Przepraszam bardzo – powiedział wystraszonym głosem. – Chciałbym kupić batona, ale jeszcze nigdy nie byłem w sklepiku i nie wiem jak to zrobić.

          W tym momencie na pewno każdy, kto by to usłyszał, przestałby myśleć o tym panu jak o przyjaznym staruszku. Z gardła mężczyzny wydobył się ochrypły głos:

          - Mój chłopcze! Chcesz kupić baton? A może chcesz drzewo batonowe? Albo morze batoników lub deszcz batonów?!

          Michałek nie przestraszył się. Pomyślał tylko, że sprzedawca robi sobie z niego żarty. Odpowiedział więc sarkastycznym tonem:

          - No pewnie. Już czekam.

          Zanim Michaś się spostrzegł, już leżał na podłodze i bolała go noga. Usłyszał też nieprzyjemny śmiech oraz głos, który mówił:

          - Smarkaczu! Chciało ci się pokpiwać z czarodzieja!? To teraz masz! Na wieki trafisz do Krainy Słodyczy! Cha, cha, cha, cha! Cha, cha, cha!

          Stary sprzedawca tak naprawdę nie był sklepikarzem. Był on potężnym czarodziejem – królem Krainy Słodyczy. Bardzo nie lubił, gdy ludzie żartowali z łakoci. Kiedy usłyszał sarkazm w głosie Michała, postanowił uwięzić go w swoim królestwie.

          Kiedy Michałek wylądował na podłodze korytarza, na chwileczkę stracił przytomność. Gdy się ocknął, miejsce, w którym się znajdował, nie przypominało korytarzyka na pierwszym piętrze ani gabinetu pielęgniarki. Rozejrzał się. Zobaczył na ścianach portrety różnych osób – kobiet i mężczyzn. Każdy człowiek namalowany na portrecie trzymał lizaka, czekoladkę, batonika, cukierka, bombonierkę albo pudełko kandyzowanych cytryn. Oprócz tego podłoga i ściany były różowo-fioletowe, a drzwi do pokoi nie przypominały wcale drzwi. Wyglądały jak tabliczki gorzkiej, słodkiej lub mlecznej czekolady. Chłopiec postanowił zaryzykować i otworzyć jedne z czekoladowych drzwi. Pociągnął za klamkę najbliższej tabliczki czekolady i… Łał! Czego tam nie było! Ławki były zrobione z wafli, krzesła z kruchego ciasta, tablica wyglądała jak plaster miodu, szafy jak batoniki, a biurko nauczyciela… Był to wielki słoik nutelli! Natomiast krzesłem nauczycielskim był po prostu słoiczek dżemu truskawkowego. Michał nie zastanawiał się. Natychmiast otworzył biurko – nutellę i posmarował nią ławkę – wafla. Tak mu to smakowało, że nawet nie zauważył jak ktoś wchodzi do klasy. Bardzo się przestraszył, gdy usłyszał głos:

          - Co ty tu wyprawiasz?! Jak śmiesz zjadać nasze pomoce naukowe?! Jak ci zaraz coś…

          Postać urwała. Zapewne dlatego, że ujrzała Michałka całego w okruchach i nutelli, bo zaczęła się śmiać. Ale ta osoba wcale nie wyglądała mniej śmiesznie. Miała zielone włosy, czerwoną bluzkę w kwiatki i spódnicę w zielone grochy. Wykorzystując jej rozbawienie  Michał wstał i powiedział:

          - Nazywam się Michał Adapski. Bardzo przepraszam, jeśli coś zniszczyłem.

          Postać spojrzała z odrazą na Michasia, a potem znudzonym głosem odpowiedziała:

          - Nazywam się Krystyna Cukierkówna. A tak w ogóle, to zjadłeś połowę szkoły mojego tatusia. On nigdy ci tego nie wybaczy.

          - Bardzo przepraszam – powiedział nieśmiało chłopiec. – Ale gdzie jest twój tata?

          - On pracuje w szkole w Świecie Ludzi – powiedziała tak, jakby mówiła o robakach. – A ty? Skąd ty się tu wziąłeś?

          - Ja jestem ze Świata Ludzi. Słuchaj, nie wiesz jak dostać się tam z powrotem?

          - Ja nie, ale zaprowadzę cię do tatusia. On na pewno to wie.

          - No to prowadź! – powiedział Michał uradowanym głosem.

          - Wstrzymaj się koleś! Przecież ty skonsumowałeś połowę jego własności! Myślisz, że teraz cię po prostu wypuści?

          -Myślę, że zrobi to z wielką chęcią – powiedział Michałek, który był bystry i już wymyślił plan.

          Po kilku chwilach Krystyna doprowadziła go do drzwi pokoju, na których było napisane: „GABINET DYREKTORA SZKOŁY”.

          - Ale ostrzegam – powiedziała Krystynka. - Jak cię nie wypuści, nie pozwolę ci u mnie mieszkać.

          Po tych słowach dziewczynka zapukała do czekoladodrzwi. Zza nich wydobył się przeciągły, ochrypły głos:

          - Wejść!

          - Wrócił i nie jest w humorze – ostrzegła Cukierkówna.

          - Zaryzykujmy – rzekł przestraszony chłopczyk.

          Krystyna uchyliła drzwi – czekoladę  i weszła pierwsza. Od razu za nią wślizgnął się Michaś. Jeśli to wy znaleźlibyście się w tym pokoju, poczulibyście się jak w raju. Tu ściany były fioletowe, a na nich wisiały półki, na których widać było pudełka kandyzowanych cytryn i pomarańczy. Na podłodze stały wafelkowe kredensy i szafeczki, w których pewnie były jakieś słodycze. Biurko było zrobione z krakersów, a za nim siedziała znajoma postać. Był to ów sprzedawca ze sklepiku szkolnego, tylko ubrany trochę inaczej. Zamiast różowego fartucha w lizaki, miał różowy garnitur w lizaki. Jego włosy wyglądały tak samo. Mężczyzna chyba też poznał chłopaka, bo odezwał się:

          - A więc trafiłeś do mojego królestwa! Do królestwa potężnego Michała Cukierka!

          - Tak. Tatuś jest królem Krainy Słodyczy, dyrektorem szkoły i czarodziejem – powiedziała Krystyna takim tonem, jakby to było coś normalnego.

          - Wiem to! To on mnie tu przeniósł! – wrzasnął rozwścieczony Michał. Chciał zrobić takie wrażenie, jakby zatrzymanie go tu było szkodliwe dla całego społeczeństwa Krainy Słodyczy.

          Nagle Michałek oprzytomniał.

          - Ma pan na imię Michał? Ja też! Jestem Michał Adapski.

          - Naprawdę? – zapytał czarodziej. – W takim razie szykuj się! Zaraz przeniosę cię z powrotem do twojej szkoły!

          Krystyna Cukierkówna chyba poczuła się zazdrosna, bo nagle wrzasnęła na całe gardło:

          - Ale tato, tato! Nie możesz tego zrobić, bo on zjadł prawie całą klasę numer siedemnaście!

          - Co!? – ryknął dyrektor szkoły. – W takim razie musisz wszystko odkupić i… zaraz. Krystynko, przecież zaczarowałem wszystkie słodycze tak, żeby nigdy się nie kończyły. Pójdziemy to sprawdzić. Jeśli nadal wszystko jest podjedzone, nie będę mógł wypuścić tego młodzieńca.

          Już po chwili wszyscy byli w nienaruszonej klasie numer siedemnaście. Aby przerwać ciszę pan Michał powiedział:

          - Więc wygląda na to, że Michałowi juniorowi się upiekło. W takim razie mogę cię wypuścić chłopcze.

          - Czekaj tatku! – krzyknęła Krysia. Podeszła do małego Michała i przytuliła się do niego. – Zrób mi przysługę Michasiu i co jakiś czas kup coś w sklepiku.

          - Dobrze – powiedział chłopczyk.

          - Czy jesteś gotowy Michale juniorze? – spytał tata Krystyny.

          - Owszem, jestem – powiedział z dumą Michałek.

          - W takim razie zaczynamy! – krzyknął czarodziej.

          Staruszek narysował dżemem na podłodze koło i kazał Michasiowi stanąć w środku. Później powiedział:

          - Szachi mita dipu dipu surimikojaza al wi bum!

          Michałek ocknął się na szkolnym korytarzu koło sklepiku. Noga znowu go bolała. Usiadł i zobaczył obok siebie Wiktora, Piotrka i jeszcze jakiegoś chłopczyka, którego nie znał.

          - Łał! – powiedział Wiktor. – Mówiłeś, że już nic nie masz, a tu jest bombonierka, pięć batonów i trzy pudełka kandyzowanych pomarańczy!

          - Serio? Pokaż – zdziwił się Michał.

          Dopiero później oprzytomniał. Krystyna Cukierkówna musiała położyć to w dżemowym kręgu, kiedy się do niego przytuliła.

          Chłopiec nie zapomniał o swojej obietnicy – co tydzień przychodził do sklepiku, gdzie rozmawiał z czarodziejem Michałem i  gdzie od czasu do czasu pojawiała się Krystyna.

          A morał tej baśni jest krótki i niektórym znany: Przeżywamy przygody, gdy innym pomóc się staramy.